Strona:Marya Dynowska - Hieronim Morsztyn i jego rękopiśmienna spuścizna cz.1.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
427
Hieronim Morsztyn i jego „Sumaryusz“.

W to u pławienie; za tą nimfą muszę,
Za którą zawdy ważyłbym i duszę;
Cny morza władco, Tetys się bogini
Za mną przyczyni.

Staw mnie we wszystkim dniem i nocą biegu
U mej syreny na fortunnym brzegu,
Która w okrutnym nurcie me źrenice
Pławi tęsknice.

Wszakże, jeśli mnie nieszczerze miłuje,
Niech i mój na ląd piet się wykieruje,
Bo i ja nie chcę pływać przeciw wodzie,
W tak bystrym brodzie.

Lecz, jeśli szczerze, choćby utopiła
Serce w głębokich łzach me...[1]
Zakupił, byle wsieść, czasu powodzi,
Dała do łodzi.


Echa seicenta włoskiego z jego wyszukanym konceptyzmem odzywają się niejednokrotnie w liryce miłosnej Morsztyna. Stać go więc na antytezy, metafory i nagromadzenia, jakichby się, w kilkadziesiąt lat później, sam pan podskarbi nie powstydził. Poeta nasz umie śpiewać, lejąc łzy, skakać, będąc usidlonym, pałać wśród wody, patrzeć, olśnąwszy, bez języka przemawiać i t. d. Kochanka, pokropiwszy go wodą, mokry ogień w nim nieci, w oczach jego łzy budzi, a płomień w sercu rozżarza. Więc pyta ją, nękany cierpieniem: „Czy śnieg, czy ogień niecisz? Nie śnieg, bo użega, Nie ogień, bo nie pali. Mów, co mnie dolega?[2]
A oto jak opisuje rozstanie się z ukochaną[3]:

Nie tak wiele w głębokim morzu piasku, ani
Tak wiele gwiazd na niebie, nie tak wiele łani
Po dzikich puszczach biega, albo ptastwa w lesie,
Ani żadna tak łąka wiele kwiatów niesie,
Jako wiele wzdychania i z krwawej źrenice
Łez moich wypłynęło na me smętne lice
W ten czas, gdym się z mą panną rozstawał a ona
Trzykroć słyszę, jak mdlała, ze mną rozłączona.


Wyszukanych metafor i antytez zręcznie budowanych nie brak w obu następujących lirykach.


  1. Koniec wiersza nieczytelny.
  2. S nr. 223.
  3. S nr. 181.