Strona:Martwe dusze.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szukał środków do życia, dobrze, ja znajdę sobie sposób!“
Ale jak go tam dostawili na miejsce, i gdzie mianowicie go przywieźli, tego niewiadomo. Więc, rozumiecie, wszelkie wieści nawet o moim Kopiejkinie przepadły, kapnął w rzekę zapomnienia, w jaki tam Styx. Ale pozwólcie, panowie, oto tu zaczyna się dopiero, tak powiedziawszy, nić zawiązki romansu. I tak: gdzie podział się Kopiejkin, niewiadomo; ale nie przeszło i dwóch miesięcy, jak ukazała się w riazańskich lasach banda zbójców, a hersztem téj bandy był, panie ty mój nie kto inny!...
— Ale pozwól tylko, Iwanie Andreewiczu rzekł raptem, przerywając jego opowiadanie, policmajster: — wszak kapitan Kopiejkin, jak sam powiedziałeś, nie miał ręki ani nogi, a Cziczików...
Tu pocztmajster wrzasnął, uderzył się z całej siły ręką w czoło i publicznie, przy wszystkich, nazwał się cielęciną. Nie mógł pojąć, jakim sposobem taka okoliczność nie przyszła mu na myśl przy zaczęciu opowiadania. Ale nie tracąc miny, po chwilowym namyśle dodał, że w Anglii udoskonaloną jest mechanika, i że z gazet dowiedział się, jako ktoś wynalazł drewniane nogi, tak że dotykając tylko ukrytéj sprężynki, te nogi niosły czło-