Strona:Martwe dusze.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

scu to każden będzie świętym. Ale niechby się djabeł znęcił do ciebie i co dzień się koło ciebie kręcił, chociaż nie chcesz brać, a on ci wpycha gwałtem w rękę. Tobie łatwiéj, masz tylko jednego syna; a popatrz no, Proskowii Teodorównie Bóg takie zsyła błogosławieństwo, że co rok to prorok; inaczéj byś na jéj miejscu zaśpiewał.“ Tak mówili urzędnicy, a czy można się oprzeć djabłowi, to o tém sądzić nie rzecz autorów. Na obecném zebraniu widocznie brakło zdrowego rozsądku. Wogóle my jakoś nie jesteśmy stworzeni do reprezentacyjnych zgromadzeń. We wszystkich naszych zebraniach, zacząwszy od włościańskich, aż do wszelkich możebnych komitetów, jeżeli nie ma jednéj dobréj głowy prowadzącéj wszystko, to straszny zakrada się bezład. Trudno nawet powiedzieć dla czego to tak, widać, że jest to przywiązane do narodu, iż tylko te towarzystwa kwitną, których celem jest pohulać, pobawić się, zjeść dobrze i wypić, jako to: kluby i wszelkiego rodzaju resursy na sposób niemiecki. Do jedzenia i picia, jesteśmy gotowi o każdéj porze. My, to tak jak wiatr zawieje, pozawięzujemy towarzystwa dobroczynne, pomocnicze i Bóg wie nie jakie. Cel ich prześliczny, ale rezultat żaden. Może to dla tego, że zanadto prędko się zadawalniamy na samym początku i zdaje