Strona:Martwe dusze.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczególny: jego bardzo trapiła nieprzychylność tych właśnie, których za nic nie miał, o których z ironią się odzywał, krytykując ich zalotność i toalety. Tém bardziéj go to martwiło, że gdy rzecz całą sumiennie rozpatrzył, przekonał się, że sam poczęści był winien. Na siebie się jednak nie gniewał i miał w tém wielką słuszność. Wszyscy mamy poczęści tę słabość, oszczędzać siebie cokolwiek, a staramy się wyszukać kogo, na którego by zwalić nasz zły humor, na przykład, na służącego, podwładnego urzędnika, który się właśnie w porę nawinie, na żonę, a w ostatku chociaż na krzesełku człowiek chce się zemścić i rzuci je gdzieś podedrzwi, że aż noga od niego odleci niech wiedzą, powiada sobie,co to jest gniew mój. Tak samo i Cziczikow, on zaraz znalazł bliźniego, który na barkach swoich dźwigał cały gniew jego. Bliźnim tym był Nozdrew, i nie ma co mówić, tak mu się dostało, że chyba szachraj smotrytiel poczty może tyle znieść od przejeżdżającego, doświadczonego kapitana, a czasem i jenerała, który prócz wielu wyrażeń, przyjętych już za klasyczne, dodaje od siebie jeszcze wiele innych, których wynalazek jemu się należy. Cała genealogia Nozdrewa była rozstrząśniętą i wielu członków jego familii w linii wstępnéj silnie ucierpieli.
Ale gdy Cziczikow siedział w twardym fo-