Strona:Martwe dusze.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rabia wszystkie interesa strapczy Zołotucha, pierwszy łapownik w świecie. Inspektor rady lekarskiéj, także człowiek swobodny, pewno téż w domu, jeżeli nie pojechał gdzie grać w karty, jest ich jeszcze wielu, którzy nie daleko mieszkają: Truchaczewski, Bieguszkin — oni wszyscy darmo ciążą na téj ziemi!
— W saméj rzeczy, w saméj rzeczy, rzekł prezes, i po wszystkich posłał urzędnika.
— Prosił bym was jeszcze, rzekł Cziczikow, posłać po plenipotenta jednéj obywatelki, z którą także zawarłem umowę, — syna protopopa ojca Kiryły; on podobno u was służy.
— Naturalnie, i po niego poślemy! rzekł prezes, wszystko będzie zrobione, a urzędnikom nic nie dawajcie, już ja was o to proszę. Przyjaciele nasi nie powinni płacić. To rzekłszy, wydał rozkaz Iwanowanowi Antonowiczowi, który, jak widać, nie podobał mu się. Umowy widać dobry wpływ wywarły na prezesie, szczególniéj gdy spostrzegł, że kupno wynosiło więcéj, niż sto tysięcy rubli. Kilka minut patrzał w oczy Cziczikowowi z wyrażeniem zadowolenia, nakoniec rzekł: — Zatém tak to jest! Takim sposobem, Pawle Iwanowiczu! i nabyliście.
— Nabyłem, odpowiedział Cziczikow.
— Dobra sprawa! prawdziwie dobra sprawa!