Strona:Martwe dusze.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówi kapitan-isprawnik z dodatkiem jakiego ostrego słowa. „W saméj rzeczy,“ odpowiadasz ostro, „jemu nie oddałem, bo przyszedłem już późno do domu, a oddałem na schowanie Antoniemu Prochorowu, dzwonnikowi“. — „Zawołać dzwonnika! Czy on oddał tobie paszport?“ — „Nie ja żadnego paszportu od niego nie dostałem“. — „Dla czego że ty łżesz znowu?“ mówił kapitan-isprawnik, nadawszy swéj mowie więcéj energii jakiém energiczném słowem. „Gdzież twój paszport?“ — „Miałem go przy sobie.“ odpowiadasz ostro, „ale może być, że w drodze, widać jakoś musiałem go zgubić“ — „A płaszcz żołnierski,“ mówi kapitan-isprawnik, dodawszy znowu energiczne słowo, „dla czego ukradłeś i u popa szkatułkę z miedzianemi pieniędzmi?“ — „Nie może być,“ odpowiadasz śmiało, „o złodziejstwo nie byłem nigdy poszlakowany“. — „A jakim sposobem płaszcz znaleźli u ciebie?“ — „Nie mogę wiedzieć! Widać ktoś drugi go przyniósł“. — „Ale ty bestyo, bestyo!“ mówi kapitan-isprawnik wziąwszy się pod boki i kiwając głową, „Wsadźcie mu dyby na nogi i zaprowadźcie do więzienia.“ — „Jak się wam podoba, i owszém, ja z chęcią“, odpowiadasz. I wyciągnąwszy z kieszeni tabakierkę, częstujesz po przyjacielsku tabaczką dwóch inwalidów nabijających na twoje nogi dyby, i wy-