Strona:Martwe dusze.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy wszystkich! Jemu nie będą bili oklasków; jemu nie będą łzami odpowiadali; serca młodzieńcze nie będą się ogniem zapalać; nie wyleci na jego spotkanie szesnastoletnia dziewica z wymarzoną głową w heroiczném uniesieniu; on się nigdy nie zapomni w pieszczotach wywołanych swoim głosem, on nie minie nakoniec fałszywo-nieczułego ogólnego sądu, który nazwie jego utwory nizkiemi, nikczemnemi albo podłemi i wyznaczy mu miejsce pogardliwe w rzędzie autorów znieważających spółeczeństwo, obdarzy go przymiotami cechującemi jego bohaterów, odmówi mu duszy i serca, a nawet Boskiéj iskry talentu. Gdyż sąd ogółu nie uznaje, że szkła są równie doskonałe te, przez które patrzy się na słońce i te, które nam pokazują świat niedostrzeżony oku insektów; gdyż sąd ogółu nie uznaje, że trzeba wielkiéj głębokości duchowéj, żeby oświecić obraz wzięty z pogardzonego życia i osadzić go jak perłę; gdyż sąd ogółu nie uznaje, że szczery śmiech wart jest stać na równi z lirycznym nastrojem, i że przepaść go dzieli od krzyków pajaców z bud jarmarcznych! Nie uznaje tego sąd ogółu — i wszystko uważa za wadę i naśladownictwo nieuznanemu autorowi: bez różnicy, bez odpowiedzi, bez współczucia, jak sierota zostanie się sam jeden w pośród szerokiéj drogi. Ciężkie i nieu-