Strona:Martwe dusze.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewnego stopnia ostrém wystąpieniem — i odpowiedział.
— Zapewne, wszelako nikt nie jest bez ale, za to gubernator najlepszy człowiek.
— Gubernator najlepszy człowiek?
— Tak, no czy nie prawda?
— Najpierwszy rozbójnik w świecie!
— Jakto gubernator rozbójnik? rzekł Cziczikow i nie mógł tego pojąć, jakim sposobem gubernator został rozbójnikiem. — Przyznam się, że nigdy bym tego nie sądził, mówił daléj. — Proszę mi jednak pozwolić zrobić uwagę, że postępki jego wcale nie takie; przeciwnie, u niego jest może zbytek miękkości. Na dowód wspomniał o woreczkach haftowanych jego własnemi rękami, i odezwał się z pochwałą o łaskawym wyrazie jego twarzy.
— I twarz rozbójnicza! rzekł Sobakiewicz — Dajcie mu tylko nóż i wypuście go na gościniec, będzie zarzynał, za kopiejkę będzie zarzynał! On i wicegubernator to zbójcy.
„Widać, że nie są z sobą w zgodzie,“ pomyślał sobie Cziczikow. „Zacznę teraz o policmajstrze, zdaje mi się, że on jego przyjacielem.“
— Co do mnie, rzekł, przyznać się muszę, że mnie najlepiéj ze wszystkich podobał się po-