Strona:Martwe dusze.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, bracie, to ty zmyślasz, ale ci się nie udaje.
— Za kogo ty mnie masz? mówił Nozdrew, czy myślisz, że ja szachraj?
— Nie mam ciebie ani za to, ani za owe; ale od téj pory nigdy z tobą więcéj grać nie będę.
— Nie możesz teraz się cofnąć, mówił Nozdrew rozpalając się; — gra już zaczęta!
— Mam prawo gry nie kończyć, bo ty nie grasz tak, jak przystało na honorowego człowieka.
— Łżesz, ty tego nie możesz powiedzieć!
— Nie prawda, bracie, ty sam łżesz!
— Ja nie szachrowałem, cofnąć się nie możesz, ty musisz kończyć partyą!
— Do tego mnie nie zmusisz, rzekł z zimną krwią Cziczików, podstąpił do stołu i zmięszał warcaby.
Nozdrew wybuchnął i podszedł tak blisko do Cziczikowa, że ten cofnął się o dwa kroki.
— Ja cię zmuszę do grania! To nic, żeś warcaby pomięszał! pamiętam wszystkie posunięcia. Ustawimy je tak, jak stały.
— Nie, bracie, rzecz skończona: ja z tobą grać nie będę.
— Więc ty nie chcesz grać?