Strona:Martwe dusze.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słowo honoru?
— Słowo honoru.
— Oto interes: u ciebie zapewne, od czasu ostatniéj rewizyi, nie mało chłopów musiało umrzeć?
— Umarło. Ale cóż z tego?
— Przepisz ich na mnie, to jest na moje imię.
— Dla czego?
— Bo mi się to przyda.
— Ale na co?
— Potrzebuję, w tém już moja sprawa, słowem potrzebuję.
— Ty pewno coś knujesz. Przyznaj się, co?
— Zdaje ci się tylko, czy można zrobić co wielkiego z tą lichotą.
— W takim razie na co ci się to przyda?
— Jakiś ty ciekawy! Tobie każdéj drobnostki chciałoby się ręką dotknąć, a nawet powąchać.
— Dla czego ty nie chcesz powiedzieć? Więc tak będzie: póki nie powiesz, nic nie zrobię!
— Jakaż dla ciebie korzyść, jak się dowiesz? Tak sobie tylko, przyszła mi fantazya. A z twojéj strony nie honorowo słowo dałeś, a teraz się cofasz.
— Jak sobie chcesz, jednak nic nie wskórasz, póki nie powiesz.