Strona:Martwe dusze.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i u któréj rączki, jak mówił Nozdrew, były jak najsubtelniejsze siuperfliu, — słowo, które zapewne znaczyło u niego najwyższą doskonałość. Zakąsiwszy bałyka, siedli do stołu około piątéj. Obiad, jak widać, nie był głównym celem życia Nozdrewa; potrawy nie grały ważnéj roli: jedne były spalone, drugie niedogotowane. Widać, że kucharz kierował się instynktem, i pakował pierwszą lepszą rzecz, która mu wpadła pod rękę: jeżeli leżał pieprz — to kładł pieprzu, jeżeli kapusta, to kapustę, mięszał mleko, groch, szynkę — wszystko było mu jedno, aby tylko dać gorące, a smak, jak sądził, to się już jakiś znajdzie. Za to Nozdrew dbał o wino: jeszcze przed podaniem zupy, nalał gościom po kieliszku portwajnu, i po drugim hautsoternu, dla tego, że w miastach gubernialnych nie bywa zwyczajnego soternu, tylko haut-soterne. Następnie Nozdrew kazał podać butelkę madery, „lepszéj nawet feldmarszałek nie pije“ — powiedział. Madera w saméj rzeczy paliła w gardle, bo kupcy, znając gust obywateli, zaprawiają to wino nielitościwie arakiem, niektórzy nawet wodą królewską, w nadziei, że rosyjskie żołądki wszystko zniosą. Potém Nozdrew kazał jeszcze przynieść jednę osobliwszą butelkę, która, jak mówił, była zarazem i burgonion i szampanion. Bardzo téż gorliwie nale-