Strona:Martwe dusze.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Dobrze by było“, mówiła do siebie Koroboczka „gdyby zakupował u mnie mąkę i bydło. Trzeba go udobruchać: ciasta zostało się jeszcze od wczoraj, pójdę powiedzieć Fietinii, aby naleźników zrobiła. Możnaby téż upiec pirog z jajkami; u mnie doskonale go robią, i czasu na niego nie wiele potrzeba.“ Gosposia wyszła, żeby wykonać to, co pomyślała i żeby dopełnić jeszcze swój program innemi arcydziełami sztuki kuchennéj. Cziczikow poszedł do sali, w któréj noc przepędził, i wyjął ze swojéj podróżny szkatułki potrzebne papiery. W pokoju wszystko było sprzątnięte, pierzyny już wyniesiono, a przed kanapą stał stół nakryty czerwoną serwetką. Postawił na nim szkatułkę i odpoczął, bo się był spocił jak szczur, wszystko na nim było mokre, od koszuli do szkarpetek. „Dopiero mnie téż umęczyło, przeklęte babsko!“ rzekł, trochę odetchnąwszy i otwierając szkatułkę.
Autor jest przekonany, że znajdą się między czytelnikami tacy, którzy będą ciekawi dowiedzieć się o wewnętrzném urządzeniu szkatułki Cziczikowa. Czemuż ich nie zaspokoić? — Oto wewnętrzne urządzenie: w samym środku mydelniczka, za mydelniczką sześć wązkich przegródek na brzytwy; po rogach dwie kwadratowe przegródki, na kałamarz i piaseczniczkę, między niemi wyżłobienie