Strona:Martwe dusze.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daż urzeczywistni się tylko na papierze i że dusze będa przepisane, jakby były jeszcze żywe.
— A do czegóż ci one, rzekła stara, wytrzeszczywszy na niego oczy.
— Już to moja w tém rzecz.
— Ale przecież one martwe?
— Któż mówi, że żywe? Dla tego to wy tracicie na nich, że martwe; wy płacicie za nie, a ja was oswobodzę od tego kłopotu. Czy rozumiecie? Nietylko że oswobodzę, ale oprócz tego dam wam jeszcze piętnaście rubli. No co teraz, czy jasno?
— Już ja nie wiem. Jak żyję, jeszcze martwych nie przedawałam.
— Spodziewam się! Osobliwościąby raczéj było, gdybyście już kiedy sprzedawali. Może wy myślicie, że macie z nich jaki pożytek?
— Tego ja nie myślę, jakiż z nich pożytek? Pożytku żadnego nie ma. Mnie tylko to niepokoi, że one już martwe.
„Widać, że baba ciasną ma głowę!“ pomyślał Cziczików.
— Posłuchajcie, matko! Rozważcie sobie tylko dobrze: wy rujnujecie się, płacąc za nie podatki jak za żywe...
— Oh! ojcze, nie mówcie mi o tém! przerwała obywatelka. — temu trzy tygodnie zapłaci-