Strona:Martwe dusze.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do pisarza, i zrób rejestrzyk, wyszczególniając każdego po imieniu i po nazwisku.
— Tak, wszystkich po imieniu i po nazwisku, dodał Maniłow.
— Uważam, odpowiedział pisarz i odszedł.
— Do czego wam to potrzebne? zapytał Maniłow po wyjściu pisarza.
To zapytanie, jak widać, zmięszało cokolwiek gościa, poczerwieniał nawet. Pomięszanie jego dało się nawet uczuć w odpowiedzi, bo rzeczywiście Maniłow naraz usłyszał takie dziwne i nadzwyczajne rzeczy, jakie się jeszcze nigdy nie obiły o ludzkie uszy.
— Pyta się pan dla czego? Oto jest przyczyna: ja chciałbym kupić włościan... rzekł Cziczikow, ale się zachłysnął i nie kończył zdania.
— Proszę mi powiedzieć, jak pan masz zamiar ich kupić, rzekł Maniłow, — czy z ziemią, czy téż dla przesiedlenia? to jest bez ziemi?
— Nie, właściwie nie chodzi o to, żeby to byli zupełnie włościanie, rzekł Cziczikow: — ja bym pragnął kupić tych zmarłych.
— Co? przepraszam... ja trochę nie dosłyszę, a usłyszałem jakiś dziwny wyraz...
— Ja mam zamiar nabyć zmarłych, to jest takich, którzy nie są wykreśleni z spisów a liczą się dotąd do żywych, powiedział Cziczikow.