Strona:Martwe dusze.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeciwnie, ja bym poczytał za największe szczęście..,
I nie wiadomo dokąd by było doszło wzajemne wylewanie uczuć, gdyby nie wszedł służący oznajmić, że dano do stołu.
— Bardzo proszę! rzekł Maniłów, ale przepraszam, jeżeli u nas nie znajdziecie obiadu takiego jak w stolicach: u nas po prostu, rosyjskim zwyczajem, — kapuśniak ale od serca. Bardzo proszę.
Znowu zaczęli się sprzeczać, który z nich ma przejść pierwszy; nakoniec Cziczików szedł bokiem do jadalnego pokoju.
W jadalnym pokoju zastali dwóch synów Maniłowa. Byli oni już w tym wieku, w którym dzieci sadzają się u stołu, ale jeszcze na wysokich krzesłach. Przy nich był guwerner, który się grzecznie ukłonił. Gościa posadzono między gospodarzem i gospodynią; służący zawiązał serwety pod szyję dzieciom.
— Jakie śliczne dziatki! powiedział Cziczików, patrząc na nie; a ile lat mają?
— Starszemu ósmy, a młodszemu wczoraj minęło sześć lat, odpowiedziała Maniłowa.
— Temistoklius, rzekł Maniłów, obracając się do starszego syna, który starał się oswobodzić swoją brodę od serwety. Cziczików podniósł brwi, usłyszawszy takie greckie imie, w którém nie wia-