Strona:Martwe dusze.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzinami. Już nie umiem powiedzieć, jaką sprawiliście nam radość; — majowy dzień, imieniny dla serca......
Cziczików usłyszawszy, że rzecz doszła już do imienin serca, zmięszany trochę, odpowiedział, że ani głośnego nazwiska nie posiada, ani téż zbyt wysokiéj rangi.
— Wy wszystko posiadacie, przerwał Maniłów z miłym uśmiechem, — wszystko posiadacie, nawet jeszcze więcéj.
— Jak wam się podobało nasze miasto? — dodała Maniłowa. Czy przyjemnie pan czas przepędził?
— Bardzo przyjemne miasto, prześliczne miasto, — odpowiedział Cziczików, — czas przepędziłem jak najmiléj; towarzystwo nadzwyczaj uprzejme.
— A jak się panu podobał nasz gubernator, — zapytała Maniłowa.
— Nieprawda, że najmilszy i najszanowniejszy człowiek? — dodał Maniłów.
— Święta prawda, — rzekł Cziczików, — najszanowniejszy człowiek. A jak on umiał wniknąć w swój urząd, jak go dobrze pojmuje! Potrzebaby więcéj takich ludzi.
— A jak to on umie, tak, wiecie, przyjąć każdego, zachować delikatność w swojém postępo-