Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na miejscu, tem z większą radością go fabrykował. Piraci byli zachwyceni, klienci chwalili, pozyskano płeć piękną — powodzenie firmy było olbrzymie. Tracy musiał przyznać w duchu, że w pracy: nawet tak groteskowej i nędznej pracy jak ta — jest coś, co zupełnie zadawalnia w nim coś, co nigdy dotychczas zadowolnione nie było, oraz dodaje mu godności w jego własnych oczach.
— Nieuznany poseł z Cherokee Strip popadł w stan głębokiego zwątpienia. Przez długi czas żył życiem mogącem doprowadzić do samobójstwa, bowiem skłądało się z regularnie następujących po sobie dni beztroskiej nadziei i czarnej rozpaczy. Beztroskie nadzieje były dziełem magika Sellersa obiecującego zawsze, że tym razem posiada on już ów trick w ręku i nieodwołalnie zmusi zmaterjalizowanego cowboy’a, żeby dziś jeszcze zgłosił się do Rossmore Tower. Do czarnej rozpaczy doprowadzały go ciągła i regularna nieziszczalność tych proroctw.
W okresie, do którego doszła obecnie nasza historja, Sellers był zmuszony uznać, iż zwykłe środki zawiodły i należało wymyśleć coś nowego, by módz podnieść upadłego na duchu Hawkinsa. Coś należało zrobić, myślał. Boleść, przygnębienie, brak uśmiechu i głęboka rozpacz bijąca z twarzy przyjaciela, raniły mu serce. Tak, należało go rozweselić. Myślał chwilę, zanim znalazł wyjście. Poczem powiedział z właściwą sobie swadą:
— E-hm... Słuchajno, Hawkins! Mamy pewne wątpliwości co do tej rzeczy — chcę powiedzieć co do postępowania owej zmaterjalizowanej istoty — chcę powiedzieć, że jesteśmy rozczarowani. Zgoda?
— Zgoda? No tak, jeżeli określasz to w ten sposób...
— Doskonale. Dotychczas wszystko w porządku. Co zaś do samej basis twego uczucia — to siedliskiem jego nie jest ani twoje serce, ani twoje sympatje. To znaczy, że twoje zarzuty nie dotyczą tylko istoty zmaterjalizowanej. Zgadzasz się z tem?
— Owszem, zgadzam się, z całą szczerością.
— Doskonale — raz jeszcze. Robimy postępy. I sumujemy: Uczucie, jakeśmy się na to zgodzili opiera się nietylko na postępowaniu istoty zmaterjalizowanej; zgodziliśmy się, że nie wywołało go żadne zmartwienie, które możnaby tej istocie przypisać. A więc — powiedział earl z tryumfalnym błyskiem w oczach — nieuchronna logika prowadzi nas do następującej konkluzji: nasze uczucie ma swoje źródło świadomości poniesionej straty pieniężnej. Powiedz, czy nie tak?
— Bóg mi świadkiem, że całem sercem się na to godzę.
— Doskonale. Kiedyśmy odkryli źródło chorobby, znaleźliśmy równocześnie pożądane lekarstwo — w tym wypadku. W tym wypadku pożądane są pieniądze i tylko pieniądze.
Było coś odwiecznie kuszącego w zwodniczym, poufałym tonie tych znaczących słów, o których się mówi w książkach, że są Bezimienne. Stare, dobrze znane symptomaty wiary i nadziei wystąpiły na obliczu Hawkinsa; powiedział:
— Tylko pieniądze! czy twierdzisz, że masz drogę...
— Waszyngton, czyż naprawdę masz wrażenie, iż posiadam tylko te siły, o których wie publiczność oraz moi zaufani przyjaciele?
— Ależ ja...
— Czy to nie rzecz prawdopodobna, że człowiek, którego natura skłania, a doświadczenie uczy zachowywać dla siebie swoje sprawy, a chytry i oporny język trzymać w gębie — że taki człowiek jest dość przewidujący, by zachować pewne środki na dżdżysty dzień, kiedy ma tych środków do wyboru tyle, co ja?
— Och, pułkowniku, odrazu mi ulżyło!
— Czy byłeś kiedy w mojem laboratorjum?
— Nie.
— To właśnie. Nawet nie wiedziałeś, że je posiadam. Chodź. Mam tam pewien drobiazg, który chciałem ci pokazać. Chowam go w ukryciu, najwyżej pięćdziesiąt osób go widziało. Ale to już mój sposób. Zawsze tak postępowałem. Czekaj, aż zrobisz; oto myśl przewodnia. A kiedy zrobisz — zip! niech leci w świat!
— Ach, pułkowniku, nigdy nie znałem człowieka, do którego miałbym tyle zaufania, jak do pana. Kiedy pan co mówi, to mi się zdaje, że tak być musi. Że to jest dowód, próba, i wszystko co pan zechce!
Stary earl był głęboko wzruszony i zadowolony.
— Cieszę się, że wierzysz we mnie, Waszyngtonie. Nie każdy jest taki.