Strona:Marja Pawlikowska - Paryż.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEŃ-SZPITAL



Cichy dzień. Dzień przytułek. Litościwy szpital.
Leży pani, ginąca od śmiertelnej rany.
Ktoś się nad nią pochylił. Czy śpi? Ktoś zapytał.
— I któż jej to uczynił? Któżby? Ukochany!

Cichy dzień. Biały szpital. Śnieg za oknem. Zima.
Rząd godzin pielęgniarek przy łóżku się zmienia.
Szepczą: czy jest nadzieja? Wzdychają że niema.
Czas w białym kitlu nie chce podjąć się leczenia...




52