Strona:Marja Pawlikowska - Paryż.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z ust czyniłeś niezamknięte rany,
purpurowe, rude i różane,
mdlejąc wsparte na zębów djamencie...

Don Juanie! każdy może przysiąc,
że ich miałeś w Hiszpanji nad tysiąc,
więcej kobiet niż gwiazd w firmamencie!...

Los łaskawie patrzył na twe dzieła.
Grzechów twoich lekkość go ujęła.
Wiódł cię w kwiatach ku prawdzie porannej.

Lecz spojrzałeś, nie widząc kto ona.
Przeszłeś obok, biorąc ją w ramiona,
przeszłeś obok pięknej doñy Anny.