Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dobiera. No a ze szpitala to mamy dobre wiadomości... taak... Milan nie chce się już żenić, a Kobuz przestał ziewać... już wiecie, tak? No dzięki Bogu... dzięki Bogu. Cóż? Próbował pan odnikotynowanych papierosów? Nie... A który to dzisiaj, pewnie pięćdziesiąty papieros...?
JASTRAMBŁagodnie. Panie doktorze, pan wybaczy, ale musimy wyjaśnić sytuację. Najwyższy czas wyrównać ten korkociąg, w który wpadliśmy, panie doktorze!
JERZYZdejmując okulary. Co, co? Ja nic nie wiem... Jaką sytuację? Jaki korkociąg.
JASTRAMBZ uśmiechem. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, drogi panie doktorze!
NOLAZe strachem. Ostrożnie!
JERZYPo pauzie, z rezygnacją. No więc powiedzmy, że dostrzegłem wchodząc tutaj, jakieś zgrupowanie dwóch sylwetek... Ale cóż ja na to poradzę?... Biedni my mężowie! W każdym domu jest nas o jednego zawiele! Zapomniałem teczki z referatem... Zaraz sobie idę...
JASTRAMBStanowczo. Nie! Musimy najpierw pomówić, panie doktorze!
JERZYMruga oczami. No — no? O czem? O czem?
JASTRAMBProsto i spokojnie. O moich uczuciach dla pańskiej żony.
JERZYSerdecznie, trochę niespokojnie. Widzę, że się pan wzburzył, przejął! Ależ ja panu przecież nie mam za złe... lotnikowi? — Nie dziwię się kobietom, bo ja sam nierazbym was uściskał z całej duszy! — Najlepiej, dajmy spokój... już zapomniałem, mam nadzieję, że się poprawicie, no i przejdźmy nad tem...
JASTRAMBZimno. Panie doktorze, ja stosunek mój do pani Anny traktuję bardzo poważnie i proszę pana o zgodę na rozwód!