Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

NOLAOzięble. O, tak, lubię go.
LOTKAMama martwi się bardzo, że nie jestem już żoną Andrzeja... mówi, że to byłoby praktyczniej z różnych względów... Ale ja się cieszę, że nie jestem związana z Andrzejem.
NOLAJ. w. Co pani mówi.
LOTKATwardo, rozgoryczona. A żeby pani wiedziała, że go już nie kocham.
NOLABo pokaleczony i chory, co?
LOTKAZ siłą. Nie, nie dlatego! Z naciskiem. Pani jedna powinna mnie zrozumieć! Ja nie chcę wszystkiego mówić i pani też wiele rzeczy przemilcza.
JASTRAMBHo ho! Rozmowa zaczyna być ciekawa...
LOTKAGrymaśnie. Z panem wogóle nie mówię! Nawet Marysia zauważyła, że pan ma więcej z jastrzębia niż z człowieka. A to, że pan jest kapitanem, wcale mi nie imponuje! Z błogim uśmiechem. I tak już nigdy nie będę w wojsku.
NOLACierpliwie. Ale o co pani chodzi? Dlaczego gniewa się pani na Andrzeja?
LOTKAZ czupurną groźbą. Ja się nie gniewam, ja tylko wiem! to gorzej!
JASTRAMBŁagodnie. Mamy nadzieję, że się pani podzieli z nami swojemi wiadomościami.
LOTKABardzo chętnie. Trudno. Gdy chory w gorączce wyjawia swoje tajemnice, to cóż ja miałam robić? Nie słuchać? — Byłam zdumiona — przyznam się! Nagle oczy mi się otworzyły! Otwiera szeroko i tragicznie oczy i składa ręce na kolanach, patrząc przed siebie.
NOLAŁagodnie. Niech pani mówi wszystko — no, śmiało!
LOTKAPrzy tym panu.
NOLATak, właśnie przy tym panu.
JASTRAMBGorzko. O, ja jestem wytrzymały.