Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



UCISZENIE

Bruk tępą, szorstką falą spływa z ryneczku ze staroświecką pompą pośrodku, zatapia kilka uliczek i zaułków pomiędzy koślawymi, omszałymi kamieniczkami i chałupami, rozlewa się szeroko po błotnistym targowisku nad rzeczką. Z powodu tego ryneczku, tego rozszalałego bruku mieszkańcy nazywają swoje osiedle miastem; obcy wsią.
Zbudowana niedawno autostrada rozcina miasteczko na pół jak zgniłe jabłko. Pas asfaltu przechodzi na skos przez rynek, przez miejsce, gdzie niegdyś była pompa. Zamiast niej tuż przy odznaczonym niebieską tablicą przystanku, gdzie dwa razy dziennie zatrzymuje się wielki niebieski autobus, postawiono kiosk. Kiosk jest zielony, maleńki, po brzegi wypełniony stosami skrzynek z piwem i winem. Skrzynki z pustymi butelkami, a także puste skrzynki bez butelek stoją także w wielkich stosach przed kioskiem. Na tych skrzynkach w ładne wieczory przysiadają mężczyźni z miasteczka, najczęściej Adam-klarnecista, kulawy Stasiek, biały Józek, Spasion (który jednakowoż wysiaduje na kamieniu, bo dwa razy skrzynka zarwała się pod nim, a Biśka, która sprzedaje w kiosku, kazała mu za nie płacić) — a także wielu innych, jak na przykład Alojzy, który też gra w orkiestrze, ale na trąbce. Siedzą sobie na skrzynkach, Spasion na swoim kamieniu, każdy z butelką piwa między kolanami, z papiero-