Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co tyle? Po co aż tyle? — bąka Karman. Nie rozumie nic.
Gąsiorek szpera jeszcze w kieszonce kamizelki, wyciąga coś zawiniętego w papierek i pyta:
— Karman, lubisz z pieprzem wódkę? Nic lepszego.
— Pewnie — mówi Karman, choć nigdy jeszcze nie pił takiej wódki.
— No, to lu — powiada Dydus.
Karman wychyla kieliszek, odkaszluje:
— Mocna bo jest.
— Jak wódka, to tylko taka — z zadowoleniem powiada Gąsiorek.
— Aż pod sercem łupie — przyświadcza Dydus.
— Dobra, nie ma co — jeszcze raz chwali Karman.
— No, to lu!
Karman zagryza ogórkiem.
— Dobre ogórki.
— Wsiowe.
— Wsiowe zawsze dobre.
Karman ogryza ogórek po mysiemu, skrobiąc z wierzchu zębami. Słona woda ścieka mu do rękawa. Karman krzywi wargi, nie umie się uśmiechnąć.
— No, to lu — mówi Gąsiorek. — Za wieś.
Dydus miętosi papierosa w zębach, mruży oczy, wybijając korek z następnej butelki.
— No, to tej wiśnióweczki. Twoje zdrowie, Karman, po raz pierwszy.
— Po raz pierwszy — dźwiga się Gąsiorek. Zatacza się i kropi naokoło wódką.
...Jest ciepło i dobrze. Dydus kołysze się, błogosławi kieliszkiem i bełkocze coś; Gąsiorek uśmiecha się księżycowo w chmurze tytoniowego dymu.
„Uważaj, zaraz da ci w mordę... Da ci w mordę... Ale co ja im winien? Prawdę powiedziałem, prawdę i tyle, każdy zrozumie...” jest miękko, łagodnie i ciepło.