Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprost na lampę, zakołysał nią, wielkimi kołami zakrążył nad głowami siedzących, wpadł w pierze i przysłonił wszystko tumanem puchu. Któraś kobieta krzyknęła histerycznie, inna uklękła i modlitewnie złożoną pięścią spiesznie drobiła po piersi. Dzieciaki zakrzyczały i poczęły płakać.
— Nie bójcie się, ludzie — zdławionym głosem powiedział Nowak Jan III. — Chłopaki żarty stroją, jak to przy pierzosze.
W izbie znów było cicho. Słychać było, jak ktoś oddycha głośno i dychawicznie.


c.

— Jest — powiedział najmłodszy syn. Nowak Jan III podszedł do okna. — Jest — powiedział do żony stojącej w wielkim, świątecznym blasku pieca. Najmłodszy zapalił lampę, a matka wraz z najstarszą córką poczęły stawiać na stole półmiski z wigilijnymi potrawami. Organista wyjął tymczasem z komody owinięte w białą chustkę opłatki i położył je pośrodku stołu.
— Wstańcie — powiedział do dzieci i przeżegnawszy się, rozpoczął wigilijną modlitwę. Stojąc ciągle jeszcze, poczęli dzielić się opłatkiem. Wtem ktoś cicho zastukał do drzwi.
— Wejdź — powiedział organista. Drzwi otworzyły się; u progu stali trzej muzykanci.
Nowak Jan III patrzył na nich chwilę, potem powtórzył:
— Wejdźcie.
Cofnęli się do sieni, zostawili swoje instrumenty i podeszli do stołu.
— Weźcie opłatek — nakazywał im, a gdy uczynili to, podszedł do nich i przełamał się z każdym po