Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czek i nie unosząc głowy. — Po co przyszedłeś? Po co przyszedłeś w takiej godzinie. Czego chcesz?
Mijają chwile, ale organista nie słyszy odpowiedzi.
— Skąd ty wiedziałeś, że taką trzeba chwilę wybrać, by przyjść do mnie? Skąd?
Tamten nie odpowiada. Organista powstaje z klęczek i mówi:
— Chodź.
Idzie przodem, prowadzi do zakrystii i otworzywszy szafkę, wyjmuje butelkę mszalnego wina i nalewa do dwu ampułek.
— Napij się — mówi. — Słyszałem o tobie i twoich towarzyszach i słuchałem was, i może dobrze się stało, żeś teraz przyszedł. Bo widzisz, człowieku, ja tu, w tym kościele, gram od tylu lat, nie zliczyłbyś ich, tych lat. Myślałem zawsze, od tylu lat, że dla człowieka jak ja nic lepszego na świecie nie ma, jak grać Bogu na chwałę i ludziom na pocieszenie. A teraz przyszedłżeś ty i na całą wieś słychać twoje granie, i cała wieś słucha twojego grania. I wieczór w wieczór u Mamy na sali jest pełno i słuchają twojego grania wszyscy, których stać na to, by bez wstydu pójść tam... Tak cię słuchają, jak jeszcze nikt mojego grania nie słuchał, choć ja gram w miejscu świętym. Słuchałem cię raz, stałem w mróz na podwórku i słuchałem. Aż powiedziałam tak, choć nie jestem godzien mówić tak: „Panie, jakże to tak jest, Boże mój, że oni, twoi poddani, z taką chęcią i oddaniem słuchają grania jakiegoś przybłędnego muzykusa, a mnie, twojego wiernego sługę, za nic sobie ważą? Panie, czyżbyś i Ty, jak oni, nie słuchał moich pieśni? Czy i Ty wyżej ważysz jego nade mnie? Ciężkie miałem życie, głód przeżywałem, zimno i wojnę, a nie opuściłem Cię i nie rzuciłem odłogiem Twojej roli. Panie — powiedziałem w goryczy, choć wiem, że tak mówić nie wolno — czemu mną