Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



...KTÓRY DO NAS IDZIE

a.

Majuja oparł się na stylisku szypy i patrzył. Mężczyzn było trzech. Dostrzegł ich właśnie w miejscu, gdzie szosa krzyżuje się z linią horyzontu: trzy punkciki poruszające się powolutku, że każdy pomyślałby raczej — jeśli cokolwiek o tym mógłby pomyśleć — że to kobiety; Majuja wiedział, że to mężczyźni.
Dróżniczył na tej szosie, na tym odcinku — sześć kilometrów na północ od wsi, sześć na południe — od samego początku jej istnienia, od czterdziestu lat; a jeszcze przedtem budował ją, szosę drugiej klasy, jak zwała się w urzędowych pismach i jak nazywał ją w swych raportach dla zwierzchników. Sypał żwir, łatał kamieniami wyrwy, zgarniał śnieg, czasami stawał jak teraz, oparty na szypie, przyglądał się ludziom i światu. Nikt mu nad głową nie stał, nikt go nie poganiał: dlatego na tę robotę przystał, dlatego tak długo na niej wytrwał, choć równie dobrze mógł robić co innego i zapewne z większym dla siebie pożytkiem.
Teraz, gdy mógł już obchodzić jubileusz (gdyby ktokolwiek, on sam, o tym pamiętał), teraz więc częściej przystawał, oparty na swojej szypie: nie by ciekaw był bardziej ludzi i ich spraw, przeciwnie zupełnie, wydawało mu się coraz częściej, że po la-