Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z powrotem na tę gnojową górkę i zaczynała od nowa. Potem, kiedy już prawie nie przewracała się — zaczęła inaczej jeździć: postawiła lewą stopę na pedale, prawą odpychała się od ziemi. Waliła się co krok, nadziewała brzuchem na rogi kierownicy, wstawała, podnosiła rower i z powrotem kładła lewą nogę na pedał. Aż, kiedy przewracała się już mniej często, zuchwale poczęła przerzucać prawą nogę przez ramę: i tu już zdawało się, że nic z tego nie wyjdzie. Chciały jej krzyknąć: „Zostaw”, ale ona tak jeździła, że wiedziały, nie dość, żeby ich nie usłuchała, ale nawet nie usłyszałaby pewnie tak, jak ich nie widziała, choć już dobry kwadrans sterczały w oknie. Więc chcąc nie chcąc pozwoliły jej przekładać tę nogę przez ramę i walić się za każdym razem, i próbować zrobić to samo na nowo. Aż znów, cudem jakimś, nie wywaliła się w momencie, kiedy noga znajdowała się nad siodełkiem, zdołała ją opuścić, nacisnąć na prawy pedał, lewy pedał poszedł do góry... wtedy dopiero się przewróciła. Więc już od tej chwili przewracała się, nacisnąwszy przedtem raz czy drugi na pedały. Aż zaczęła jechać, to było tak, jakby ona była pijana i rower też był pijany, podwórka obojgu brakowało, utykali na płotach; potem, jak gdyby Bóg pokarał ich kołowacizną, robili najpierw małe kręgi, potem naraz większe i większe. Coraz bliżej byli, w końcu dojechali pod okno i tu dopiero się przewrócili.
— Co ty wyprawiasz? — szepnęła Natala. — Jak zobaczy, Jezus!
— Po co? — szeptem też zapytywała Ula.
— Nie chcę tu wiekować... Pójdę sobie — mówiła Łuca wstając z ziemi i odłączając się od roweru. Cała była podrapana, przez podartą bluzkę widać było siniaki jeszcze od ojcowskiego bicia.
— Do PGR-u pojadę, bo nie mogę... Nie mogę —