Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strasza się, nawet nie kłopoce, co ma robić teraz, sama czuwająca w izbie, bez sióstr, które by wiedziały, co zrobić z nim, stojącym za oknem w wielkim miesiącu, z oczyma jak dwa miesiące. Wylazła z łóżka, ciągle nie wiedząc, co robić, i w tym wielkim miesiącu, w jego oczach jak dwa miesiące, powoli, bo boleśnie, ciało stało się czułe i ostre, wciągała suknię, suknia zdawała się dotykać samej krwi, szła cicho przez izbę, przez kuchnię stopami, które też całe były we krwi. Odsunęła skobel, objęło ją powietrze miękkie, duszne zapachem lipowego kwiecia.
— Chodź — dotknął jej sobą całym, przesycił zapachem pokrzywy, ostrym, żrącym. Szli sadem, cichym, rzęsistym od rosy, przeleźli przez płot i powoli szli przez łąkę zapadając się po łydki w trawę.
— Lubię cię — szedł i dotykał jej. — Jak sól wodę cię lubię... Zaśpiewam ci co... Zaśpiewam.
— Nie — mówiła z zaciśniętymi zębami. Wszystko dotykało ciała, ostro, dotkliwie, jego dłonie, trawa i kamyki, powietrze i zapachy, niebo i szept owadów.
— O — wymawiała z trudem i znów dotykały ją jego dłonie, i zatrzymywał ją na chwilę, by dotknąć całym ciałem. — O...
Potem nie mogli już iść.

Kiedy tak patrzyła chwilę, chustkę nisko ściągnąwszy na czoło i przysłoniwszy oczy rękojeścią sierpa, zostawił ją już o kilkanaście metrów i nim się spostrzegła, nim znów schyliła, pobiegła z sierpem popod stertami zwalonego zboża — już zawrócił, usłyszała szum kosy za sobą. Zbierała teraz zboże biegnąc, jak maszyna, nie myśli się przy takiej robocie, tym bardziej że teraz musiała dumać o tych maleńkich czarnych punkcikach na miedzy pośród białych