Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siady coś na was jadą, podobno zawsze tam sobie po skibce przyorzecie... Urzędowo my — powiada — ale ja tam nie taki... Znam was od tyciego, za dobrego gospodarza mam, może jeszcze zięciem waszym przyjdzie mi być”. A tata na to: „Wiesz ty sam, Mieciuchna, jak to z ludźmi, każdego obgadają... Co ja tam im zawinił? Złość mają”. A Mieciuchna powiada: „Co tam dużo gadać będziemy, jakbym to nie wiedział... Może za zięcia wam będę...”
— Za zięcia, powiedział?
— No. Powiedział. A tata mówią: „To chodź ty, Mieciuchna, i ten pan niech idą do domu, zjeść trzeba co o taki czas... Wcześnie żeście pewnie wstali, w domu ledwo co łyknęli, to wam kobieta co da... „My ta nie od tego” — powiedział ten wichlac.
— Ślepie to ma jak ślimaki!
— Na tłustej kobyle jeździł!
Od izby doszło wołanie ojca. Pojedynczo wymykały się z szopy i przeczesując sobie palcami włosy, biegły do izby.
— Hoo, panny moje szczyrbate! — zawołał głośno Mieciuchna i aż z krzesła się przypodniósł, ale tylko trochę, bo zaraz widać było, że opadłby nawet wtedy, gdyby naprawdę chciał wstać: bo z jednej strony haczył brzuchem o stół, z drugiej rzyć ciężka staczała się na stołek; musiał sobie już dobrze podjeść i podpić, bo zauważyły parę dni temu, ojciec wódkę przywiózł do domu. Teraz to wszystko stało na stole: wódka, kiełbasa i musztarda, i Mieciuchna jadł jak najęty, nawet gadał przez jedzenie. Dopiero jak Łucę zobaczył — a wchodziła na samym końcu — przełknął od razu wszystko, co miał w gębie, przyszło mu to z trudem, aż spurpurowiał od tego.
— Łuca! — zawołał i wysilając się jeszcze raz, jeszcze bardziej, wstawał, odpychając się równo-