Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy spał. Więc to teraz było dziwne i one patrzyły na niego wszystkimi oczyma, na głowę, jakby przepołowioną gdzieś pośrodku czoła, z dołu brunatną, z góry bijącą połyskliwą białością.
Patrzyły to na jednego, to na drugiego w zdumieniu, a oni jedli i kluski na parze znikały jedna za drugą, matka, która przychodziła z garnkiem i ze szmaty zrzucała świeże, za nic nie mogła nadążyć, bo teraz to już nie mówili nic, jedli i jedli, popijając rabarbarem.
Aż ustali; Sylwer odetchnął głęboko, beknął od samego dna, na którym leżała ta pierwsza zjedzona przez niego kluska, i zaraz sięgnął po flaszkę lewą ręką, a prawą już równocześnie się rozmachiwał; i kiedy lewą już dobrze trzymał, prawą grzmotnął w dno tak, że korek wyskoczył od razu, wyskoczył razem ze słupem płynu, który jednak, w przeciwieństwie do korka, z powrotem schował się do środka butelki, tak że rozprysło się ledwie kilka kropel.
— No to — powiedział i postawił flaszkę na stole pomiędzy talerzami. Ojciec zrobił ruch głową i mimo że był bez czapki, zrozumiały i one, i matka, o co w tym kiwnięciu, które nie było kiwnięciem, ale gwałtownym i szybkim szarpnięciem, które tylko dlatego wydawało się zwykłym skinieniem głowy, że był właśnie bez czapki, chodzi. Podniosły się wszystkie, matka, która dopiero co przysiadła i zaczęła jeść, wstała też i pojadając jeszcze na stojąco, sprzątała naczynia ze stołu. Pomogły jej, starły resztki sosu, zdmuchnęły okruszyny klusek, które powpadały pomiędzy szpary blatu, i postawiły przed nimi kieliszki.
— No to — powiedział Sylwer i napełnił je wódką.
Panny wyszły na dwór i ostrożnie huśtały się na poręczach ganku, przyglądając się wiewaniu swoich sukien. Naraz z kuchni doszło rechotanie Sylwera.