Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biło, tylko osłabione biedactwo i blade, jak ten opłatek, w którym mu matka proszki przy mnie dawała.
— Kole cię jeszcze w boku? — spytałem go, ale nie chciał widocznie odpowiedzieć przy matce, dopiero gdy się odwróciła, kiwnął do mnie głową, że tak. W spojrzeniu jednak wyczytałem pokorną prośbę, aby tylko mamie nie mówić o tem.
Pokazał swojemi chudemi palczętami nieznacznie, w którem miejscu, jakby się obawiał, by matka tego nie dostrzegła przypadkiem.
Jej się wydaje, że mu lepiej i to znacznie od wczoraj.
Jakoś się przyzwyczaiła do mnie już trochę, bo mi sama, nie py-