Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go piętra, jak waryat. Nic nie mógł wydobyć z siebie, tylko:
— Panie konsyliarzu, ratuj!... Minia mi się dusi!
Zbiegłem natychmiast na dół z nim razem i — daję słowo — miałem sam takie emocye, jak gdybym tę jakąś Minię znał od Bóg wie jak dawna i nie był lekarzem, przyzwyczajonym do rozmaitych ataków, konwulsyi i torsyi w szpitalu.
Nie wiedziałem nawet, że jacy Lewońscy mieszkają ze mną razem, pod jednym dachem.
Zdaje się, że to ludzie zamożni.
Trzy ruble dali za wizytę; pierwsze trzy ruble, które zarobiłem na tem nowem mojem mieszkaniu.
Mam ochotę schować je sobie na szczęście.