Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stą — mówiłem — to tylko dzięki panu i pańskiej dobroci. Taki legat przyniesie mu szczęście.
— Daj Boże!... daj Boże!... — szeptał i widać było, że mu ta myśl przyjemność sprawia.
Rozmowa ze mną zdawała się ulgę moralną mu przynosić; było kilka chwil takich, że się czuł silniejszym i bóle go zupełnie opuszczały.
— Jest mi dobrze — mówił — nic mi nie dolega... O, teraz chciałbym tak zasnąć i byłby koniec.
W szufladce zostawił kartkę, na której stały tylko te wyrazy, bardzo niekształtnemi już literami wypisane:
»Bibliotekę oddać doktorowi, rzeczy Banasiowej. To moja ostatnia wola«.