Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś środek uśmierzający bóle, które mu dokuczały.
— Nie warto... nie warto — powtarzał, słysząc moje polecenia dawane babie, ażeby się spieszyła z powrotem.
Kiedy wyszła, dał mi znak, abym się zbliżył do niego, bo głos mu słabnął.
— Tu, w szufladce, jest kluczyk od biblioteki — rzekł — wyjmij... otwórz... tam... na górnej półce... pugilares...
Domyśliłem się, że chce, aby mu go podać.
Otworzyłem szafkę z książkami; zapach ziółek i starzyzny zaleciał mnie z niej. Na samym wierzchu, w kąciku, między foliały wciśnięty, leżał spory pugilares safianowy, prostym szpagatem związany.