Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samotny, bo... mam... myśli dobrych ludzi przy sobie... i wspomnienia dawne, dawne... z dalekich lat... pozdrów ją!... pamiętaj.
Przyrzekłem, że to uczynię i oświadczyłem mu, iż i ona prosiła, aby go pozdrowić.
Tych dwoje skazańców z nad krawędzi grobów swoich zwracało się ku sobie z uśmiechem i posyłało wzajem pozdrowienia, choć się nigdy w życiu na oczy nie widziało...
— A cóż tam z twoim skrzypkiem? — odezwał się, gdym go badał i serce osłuchiwał.
Przypomniał sobie małego Szlarkiewicza w takiej chwili i więcej go może to zajmowało, niż stan jego własnego serca.