Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trywał im się czas jakiś z widoczną czułością.
— Dobra dusza, dobra dusza! — szeptał.

Powiedziałem mu, że się o niego dopytywała bardzo troskliwie.
— Cóż mówiła?
— Dowiadywała się, czy pan dobrodziej czuje jakie polepszenie.