Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ona na to, z tą swoją naiwną, poczciwą niewiarą matki:
— Ale zbudzi się potem, co?... prawda, że się jeszcze zbudzi?
Wytłómaczyłem jej, że organizm potrzebuje takich wypoczynków w chorobie i że takie głębokie sny bardzo często bywają zapowiedzią przesilenia.
— To dla niego ważniejsze od lekarstwa — zapewniałem — natura sobie radzi sama najlepiej. Zobaczy pani, że jutro będzie rzeźwiejszy.
Aż jęknęła z radości, jaką jej ta nadzieja sprawiła.
— To ja pana konsyliarza niepotrzebnie fatygowałam po nocy? — odezwała się pokornie, nieśmiało, zakłopotana, takim tonem, jak gdyby mnie przepraszać