Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





Mogę sobie powinszować: jednego dnia trzech pacyentów.
Jak na początek wcale nie źle.
A już myślałem, że ta praktyka, którą rozpocząłem, nie przyniesie mi chyba ani grosza w tym miesiącu.
Bo ktoby się tam leczył u takiego doktora, co niedawno mundurek zrzucił i wygląda jeszcze jak młokos, prawie gołowąs?
Przecież nie będę ludziom się tłómaczył, że mam lat dwadzieścia pięć skończonych, tylko że mi ta broda jakoś urosnąć dotąd nie chciała.