Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapamiętała ona — szepnęła — Przed laty z Rufinem sobie ślubowali. Mieli się pobrać. Jak on taki wrócił, łzami się zalewała i dotąd się nie pocieszyła.
— To dopiero pamiętna!
— A tak. Jak sobie co w głowę włoży, to i klinem nie wybić. Oni tacy oboje z Krystofem Wiesz, kogo sobie ten upatrzył? — Ot, tę latawicę Magdalenkę.
— A cóż! Ładna dziewka!
— Wielka historja! Ale co ona umie? Ni prząść, ni tkać, na robotę w pole nie chodzi. Bąki zbija i do chłopców zęby szczerzy i oczy przewraca. Chwała Bogu, że mu jej Szwedas nie da, bo na Szlugurisa rachuje. Bogaty i jedynak.
Rozgadała się wesoło kobiecina. Po kwadransie wtajemniczony był Wawer w płotki i sekreta całej wsi. A młodzież hasała tymczasem, Rozalkę wnet ktoś do tańca wziął, a starzy powoli się rozchodzili. Zmierzchało już, więc ten lub ów do chaty na wieczerzę się wymykał, kobiety do zajęć wieczornych. Najzawziętsi tańczyli jeszcze i pili. Wstał wreszcie i Wawer i z rozbawioną gromadą się zmieszał.
Drogą pod oberżą przeciągało bydło z pastwisk, a pastuszki bose lub w drewnianych pantoflach przystawali gapiąc się i pokrzykując. Od dworu na hasło zabawy nadbiegli parobcy i folwarczne dziewki.
Ktoś zmienił Gedrajtysa i rznął jeszcze fałszywiej, o bębenek bili się wyrostki. Nawet na żadnem weselu nie pamiętano takiej uciechy. Ściemniało zupełnie, ale natomiast wysunął się księżyc i przyświecał darmo, przepysznie. W srebrnem jego oświetleniu wi-