Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawda, że ty odjeżdżasz tej ziemi twojej? Żali to prawda, żeś ty jaskółka, co przed złą porą gniazdo rzuca, zając, co tam żyje, gdzie żer znajdzie? Karewis się przecie nazywasz, a to znaczy: żołnierz. Żołnierz ty najemnik zatem, nie taki, jak ów pierwszy wasz ojciec był, co to nazwę wielką dostał — na własnej ziemi.
Jakże się to stać może, byś odjeżdżał? Widziałem, jakeś w ogniu stał, więc nie tchórz jesteś; widziałem, jakeś Rufinowi przyjazny, więc dobrego brata masz; widziałem, jakeś ziemię kupił i zabudował, więceś bogaty; widziałem, jak pracujesz, więc ci roboty tu nie braknie, jak starego ojca szanujesz, wiec serce masz. Dlaczegóż ty odjeżdżasz i czego szukasz, żołnierzu tej ziemi naszej?
— Związanym jest słowem i obowiązkiem — tam! — Wawer odparł poważnie.
— Jakeś się rodził, ślubowałeś ziemi najpierwej, najuroczyściej... A ona teraz potrzebuje ciebie. Żali ty nie usłuchasz?
— Jakoż ona mnie woła?
— Woła od dnia, jak mnie nie stanie.
— Was? Co zaś macie na myśli?
— Kiedy w wojnie żołnierz pada, następny jego miejsce bierze. Tak ci tu jest. Żołnierzem ja byłem żywot cały. Terazem padł twarzą do ziemi, jak zabici padają. Karewis, nie kto inny, a ty, moje miejsce weźmiesz!
— Ja, ja? — wybełkotał Wawer, zupełnie oszołomiony. — Dlaczego ja?
— Boś dzielny i silny, boś rozumny i dobry. Czyś się zląkł tego więzienia, tej mojej siermięgi rządowej? Czyś ty tchórz?