Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wycie, i wtedy szarpie go ból, krwawi się w nim pamięć.
— Uczyń, bym go nie słyszał, tego wycia — prosi.
— Nie słuchaj! Pójdź za mną, czyń za mną. Będziesz wtedy słyszał, jak ziemia gra, jak niebo śpiewa! Pójdź za mną.
— Niemocnym jest. Nie udźwignę!
— Spróbuj. Ze mną udźwigniesz i głazy węgielne!
Podniosła go, podparła ramieniem, poprowadziła; zaczął jej podawać do płachty kamienie, zmocnił się, wyprostował, rozprężył ramiona.
Wtedy oddarła połowę swej płachty, i opasała go nią, jako siewcy się opasują, gdy ziarno ziemi dać mają, i poszedł za nią.
A po znojnym dniu spoczęli na skraju owego rozdołu, od ludzi i gwaru dalecy, i on położył głowę na jej kolanach, i słuchał, co ona mu mówiła.
Uczyła go słuchać, jako cisza mówi, jako ziemia gra, jako niebo śpiewa, i słyszał.
I mówiła mu, jako tu będzie, gdy nie stanie kamieni, i poczynał się tem cieszyć, i poczynał zapominać, czyje to pole i komu je zbiera, jeno radować się, że ich, tych kamieni, nie będzie.