Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak się zaciął, że choć go prosili i namawiali, choć mu cenę zdwoili, choć mu grozili, że go z osady wypędzą — nie ustąpił, i nie jął się żadnej roboty. Łowił ryby, spał i wałęsał się przypatrując nowym porządkom, ale już słowa nie mówił. A porządki zgoła stawały się inne. Do osady rolnej i zbożowej — zjeżdżali się zdaleka, bywało, ludzie po ziarno; wywozili chleb — a wypróżniali trzosy. Ale teraz ziemia poczęła mniej rodzić, a pieniędzy więcej trzeba było na stroje, na ozdoby, na oręże. Ludzie poczęli narzekać, rozmyślać, przyklinać ziemię, mierzić sobie trud około łanu, jako niewdzięczny — i szukać innych sposobów zdobycia bogactw.
Więc najmożniejszym i najurodziwszym z młodzieży zaręczył Grek, że byle mieli piękną zbroję, — tarczę, rumaka w złociste okutego podkowy i giermka do posługi — to po świecie na takich czekają królewny i królestwa, i honory i zaszczyty, i skarby. Więc oddali mu co mieli grosza za rynsztunek, spaśli próżniacze rumaki, i wyruszyli w świat na wybitkę i na wypitkę. Ale w osadzie zostało jeszcze sporo ludzi — zdrowych i silnych, a łapczywych dostatku bez znoju.