Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie mów tak! o nie mów! — przerwała mu. — O, Adamie, czyż ty naprawdę mogłeś myśleć, że ja to opuszczę!? Dla ciebie to rudera i rupiecie, dla mnie to ukochane gniazdo, i skarby, i ideały nasze. Ja się tu czułam zawsze szczęśliwa i bogata, a teraz... mój Boże, teraz... ja tylko dlatego przeżyłam go, dlatego mi z bólu i rozpaczy serce razem z nim nie pękło, że jego matką się czułam! Tu jego duch, jego myśl, jego praca... Dlatego żyję. Nie mów tak, nie mów! Mnie tak ciężko słuchać, żeś ty taki obcy! Mnie ciebie bardzo żal!
— Prawda, żem inny, prawda! Ja nie rozumiem, mnie to oburza widzieć mamę w takiem otoczeniu. Ja nie zniosę, żeby mama tak została, jeśli stąd wyjechać do mnie nie chce. Dobrze, ale ja tu mamie stworzę odpowiednie gniazdo, dam odpowiednie wygody i ja tu do mamy przyjeżdżać będę. Dobrze, mamo?
Ukląkł przed nią i błagał, do głębi wzruszony.
Staruszka potrząsnęła głową:
— Nie, Adamie, nie. Ja tu zostanę, jak byłam i czem byłam. Rudera jeszcze mnie przestoi, rupiecie te kocham! I pieniędzy