Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Barnaba za młodu miał zapał i wiarę, potem zawziętość uporu, wreszcie sponurzał i wilkiem na ludzi patrzał. Chciał kilka razy wszystko rzucić i wywędrować, ale został, bo już siły naderwał, nowego życia nie miałby mocy rozpocząć.
Nie odzywał się inaczej o Ciemniewie, jak złorzecząc, ale trwał.
I było jeszcze dwóch ludzi, którzy nie powstawali na nowiny. Ci już nie uprawiali swych zagonów w najniższej kotlinie, bo ze szczętem były sitowiem porosłe, tak, że ich nawet nikt nabyć nie chciał. Ludzie ci mówili o wędrówce i zbierali się do niej, ale jakoś zebrać się nie mogli. Łowili pijawki, a gdy zebrali kilka groszy, niby na drogę, szli pić na pożegnanie, a gdy się upili, to szli na te swoje zagony nieurodzajne, padali na nie i płakali.
A gdy wytrzeźwieli, szli znowu na pijawki.
Nazywano ich: te „dwie pijanice!“
Otóż, po gawędach tego nowatora, pijanice, dobrze mózgi zakropiwszy wódką, poszli z łopatami na łąkę i zaczęli kopać niezdarną dziurę.
Trafili właśnie na księżą łączkę, a czas był przed samym sianokosem.