Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przed śmiercią polecił Włodarskiemu ciebie wezwać. Troskał się o mnie.
On wreszcie oprzytomniał, podniósł się i rzekł przerywanym głosem:
— Ja nic nie wiedziałem, nic nie przeczuwałem. Tak byłem bez was całe życie.
— Całe życie!... — powtórzyła cicho, przyglądając mu się — i już go nie poznasz!
Ścisnęła czoło dłońmi, jakby zgnieść, opanować chciała myśli i uczucia, i dodała z żałością i słodką dobrocią:
— Ja cię zawsze w myśli miałam, i pamięci, i w modlitwach. Cieszyłam się, słysząc, że ci się powodzi i szczęści. Tak młodo i dobrze wyglądasz.
— Matko, czy ja go już nie zobaczę? — rzekł zcicha.
— Wynieśli go już wieczorem do kościoła — odparła szeptem.
— Dlaczego umarł? Młodszy był ode mnie. Może... może... — tu głos mu zadrżał — możeście nie mieli środków do ratunku, a jam nic nie wiedział.
— Nie, nie. Nic nie brakło z ludzkich środków, ale nie było ratunku. Przeziębił się... zapalenie płuc... we cztery dni... było trzech kolegów... wola Boża.