Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dopiero jesienią twardą, gdy tabun swój zdał na zimowlę, grosze, chleby, kiełbasy skrzętnie odebrał, Niechoczka znosił to wszystko do jednej chaty, którą sobie na zimowe leże obrał, tam oddawał gospodyni swe zapasy i — pozostawał do wiosny. Lokator nie był kłopotliwy i kosztowny, więc chętnie go każdy przyjmował.
Przeważną część zimowego czasu Niechoczka przesypiał, w przerwach jadł i drzemał. Robić nic nie chciał — nawet wody ze studni o parę kroków nie przyniósł, drew nie urąbał.
Tracił też swój humor i fantazję, był osowiały i milczący, na nic i na nikogo nie uważał, niczem się nie interesował. Gdy raz zapaliła się we wsi stodoła i ludzie rzucili się do ratunku, a baby do lamentu, Niechoczka, rozbudzony, tylko coś zamruczał, przeciągnął się, na drugi bok się obrócił i dalej spał. Byłby się spalił niechybnie, żeby pożaru nie umiejscowiono.
Dopiero po Gromnicznej, Niechoczka jakby swoje odespał, poczynał wychodzić na podwórze, rozglądać się, węszyć, nasłuchiwać, macać pączki na drzewach. Poczynał też chodzić od chaty do chaty, ale go nie