Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wniosą Rzeczypospolitej sromu ni łyki, ni cechy, ni robotnicy grodzcy!
Skończył majster Jan i była chwila jakby oczekiwania.
Aż Jej Głos zabrzmiał:
— Kto mi sprawę zda z czynów i trudu rodów starodawnych, wielmożów i panów, osiadłych dworów i ziemskich bogaczy — co ongiś wznosili grody, fundowali Domy Boże, posłowali do ościennych królów, zbierali księgi, budowali szkoły, konwikty, prowadzili lud na boje, i radzili w Senacie.
Trwało milczenie.
— Były niektóre i w teraźniejszych bojach — rzekł wreszcie Książę Józef.
— Widziałem nieliczne — trwające w ciężkim znoju i udręce na rubieżach Rzeczypospolitej — dodał Naczelnik.
— Zali ich już niema! I niema głosu od nich i o nich. Zali nie kazałeś do nich, księże Piotrze?
— Kazałem, Najjaśniejsza Pani, jakeś mi rozkaz dała odchodzącemu przed dziesięciu laty. Kazałem, jakem kazał przodkom ich przed Królem Zygmuntem i temi słowy kazałem, bo nijakiej różnicy w nich niema, ino sprawiedliwość czasów przyszła i odjęte im są przywileje.
Ongiś przodowali w gwałtach, bezeceństwie, swawoli, ale kajali się z win swych przed Tobą i ofiarę za grzechy kładli z mienia, trudu i życia. Teraz bez czynu złego ni dobrego są żywoty ich, i schodzą w cienie i kurz nieużyteczności. Ka-