Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zajęli stalle mężowie w zbrojach i szkarłatach, w koronach na czole, z berłami w prawicach.
— O Boże! Dziedzice są — ojczyce narodu! — zawołał Bartosz.
— Boże pomazańce! — dodał Kiliński.
— Rycerze prawi. Chrobry, Łokietek, Kazimierz.
— Jagiełło z syny i wnuki.
— Ichże weźmiemy radę i poratowanie! Dziedzice są starodawne, krzepkie!
Od ołtarza szły gorące słowa księży:
„Judica me Deus et discerne causam meam de gente non sancte; ab homini iniquo et doloso erne me.“
I radosne responsy pacholąt:
„Et introibo ad altare Dei; ad Deum qui laetificat juventutem meam.“
Bartosz osunął się na kolana, rozłożył ramiona i runął rozkrzyżowany na posadzkę.
— Kyrie elejson! — wyjąkał wśród łkania.
Z rąk królewicza Kazimierza ujął ksiądz Skorupka Mszał i uroczyście jął czytać Ewangelję.
Powstali Królowie i krótki, mocarny szczęk mieczów wydobytych do połowy pochew, w gotowości do boju o to Słowo Wiary — napełnił przybytek. Błysnęła z niemi szpada Księcia Józefa i szabla Naczelnika. Sprostowali się wszyscy.
„Dnia onego mówił Jezus przez podobieństwo rzekąc: Oto, który sieje, wyszedł siać. A gdy siał, niektóre padły przy drodze, i przylecieli ptacy