Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ziemi swej nie potrzebował bronić, granic strzec, pierś na oręż nadstawiać — jego ziemia broniła się sama. Obcy najeźdźca, zbieg czy kolonizator nie długo popasał, grabił lub gospodarzył — ginął w bagnach, w pustce, w jeziorach, w gąszczach puszcz. Poleszuk ukryty w sobie tylko wiadomych i dostępnych kryjówkach, wyczekiwał przejścia grozy i wracał, gdy niebezpieczeństwo minęło. Znalazłszy spalone osiedle, klecił je zpowrotem jak bóbr, spędzał chudobę z niedostępnych tajenek i trwał i przetrwał wieki.
Myśliwiec, rybak, pszczelarz, rzemieślnik, cieśla, bednarz, młynarz, hodowca bydła i owiec, sam sobie wystarcza, sam wszystko potrafi sporządzić, co mu do bytu potrzebne.
Mądrości życiowej uczyła go i nauczyła natura jego kraju. Jest jak te jego rzeki — powolny, cichy i zdradny — jest jak zwierz jego kniei i wód — szaro ubrany, bystrooki, płochliwy, życiowo mądry, znający żer, unikający sideł, zawsze czujny, nieufny i przebiegły.
Nie ma porywów, ani sentymentu. Zaspakaja instynkty, trudzi się z musu, próżniaczy z zamiłowania, nie znosi prawa, władzy, obowiązku i poszanowania cudzej własności. Ale się nie buntuje na przymus — wykręca się, kłamie, kluczy, zaciera ślady, krzywoprzysięga, oszukuje, a gdy nie uniknie kary — mści się cichaczem, podstępnie, zwykle podpaleniem przeciwnika. W tem okazuje, że jest człowiekiem.
W tem i w umiłowaniu alkoholu.