Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wogóle używanie do łowów wszelkich sposobów i narzędzi. Otrzymane drzewo spółdzielnia używa jako opał dla członków, jako materjał budowlany, oraz na sprzedaż dla mieszkańców sąsiednich miasteczek w formie opałowych sągów.
Gdy „zaistniała“ i zaczęła owocnie pracować owa instytucja, Monika z Starogratów Odrapacka, podjudzona przez leśniczego, a sama, jako niewiasta leciwa i nie orjentująca się w nowym „reżimie“, wystąpiła do sądu, żądając kary na winowajców, t. j. głównych kierowników spółdzielni, panów Syluka i Szworoba za kradzież 5 sosen, które gajowi, idąc za tropem sań, odnaleźli w osadzie rolnika Syluka. Na otrzymane sądowe wezwanie ruszyli do odległego sądu grodzkiego, uzbrojeni w dowody rzeczowe, t. j. odcinki drzewa, gajowi i leśniczy — pewni wygranej.
Na sądzie opowiedzieli szczegółowo sprawę. Wtedy sędzia — jak Jowisz — cisnął na nich gromy swej oburzonej potęgi.
— Jak śmieliście nachodzić na osiedle wolnego obywatela — wedle prawa nietykalne!
A zwracając się do oskarżonego Syluka, dodał:
— Kijem takiego, co śmie na pana gumno wchodzić!
Zdumieli się gajowi i leśniczy, zdumiał nawet na chwilę pan Syluk.
Ale po wyroku uniewinniającym, wychodząc triumfujący z gmachu sprawiedliwości, rzekł do gajowych, wygrażając pięścią: